Przeprowadzka sprawiła, że musiałam pomyśleć też o nowym odkurzaczu. Postawiłam na Dysona. Dlaczego? Ponieważ za każdym razem kiedy opowiadałam o tym jak dobrze sprawdza mi się Xiaomi dostawałam wiadomości od właścicieli Dysona, którzy twierdzili, że nie ma lepszego odkurzacza.
Postanowiłam to przetestować i wybrałam odkurzacz Dyson V15 Detect Absolute, który na stronie producenta kosztuje obecnie 3499 zł.
Oczywiście wcześniej zrobiłam rozeznanie w różnych dostępnych na rynku rozwiązaniach. Brałam pod uwagę również odkurzacz Bosch Unlimited Serie 8 oraz Samsung Jet90, ale ostatecznie przekonał mnie opis Dysona, gdyż przedstawiał go jako bardzo inteligentny sprzęt.
Rzeczywiście tak jest, odkurzacz sam dopasowuje moc do rodzaju sprzątanej powierzchni oraz ilości zanieczyszczeń (moc sama się zmienia na wyższą, gdy odkurzacz “zauważa” większą ilość zanieczyszczeń). Co więcej, on zlicza te zanieczyszczenia i na wyświetlaczu pokazuje ile jakiej wielkości cząstek zostało wciągniętych. Tylko tak na dobrą sprawę po co to komu? Oczywiście dopasowywanie mocy jest jak najbardziej fajną i pomocną funkcją, ale na zmieniające się na wyświetlaczu ilości cząstek patrzyłam tylko podczas pierwszego odkurzania. Co innego informacje o konieczności czyszczenia lub zapchanym elemencie. Na wyświetlaczu pojawiają się podpowiedzi co dokładnie należy wyczyścić oraz w jaki sposób lub gdzie należy ręcznie usunąć zablokowane śmieci.
Porównując ten odkurzacz do posiadanego wcześniej przeze mnie Xiaomi nie mogę nie wspomnieć o łatwości czyszczenia wszystkich elementów. Szczególnie jeśli chodzi o elektroszczotki, których wałki można wymontować i umyć pod bieżącą wodą. W moim Xiaomi oczywiście wałek też można było wyjąć, jednak zgodnie z instrukcją nie mógł on być myty pod wodą, a jedynie przecierany z wierzchu (nie wiem jak to wygląda w modelu G10) co moim zdaniem nie zapewniało jego dokładnego czyszczenia.
Ten model Dysona ma w zestawie aż 7 szczotek i kolanko Low Reach, które umożliwia sprzątanie nisko położonych i trudno dostępnych miejsc. Moim ulubieńcem jest szczotka do powierzchni twardych Laser Slim Fluffy, która jak sama nazwa wskazuje ma laserowe podświetlenie uwidaczniające mikroskopijny kurz. Początkowo byłam tym rozwiązaniem oczarowana, gdyż dzięki niemu widziałam jak dużo zanieczyszczeń jest na mojej podłodze. To potrafi zmienić spojrzenie na czystość podłogi i zachęcić do częstszego sprzątania, ale może również okazać się problematyczne. Dlaczego? Wszystkie zanieczyszczenia najlepiej widać przy zgaszonym świetle, więc odkurzaczem tym sprzątałam zazwyczaj po ciemku. Kupiłam go w styczniu, gdy dni były krótkie i często pochmurne, więc odkurzanie nie było problemem jednak teraz kiedy to piszę mamy czerwiec, a ja wciąż łapię się na tym, że planuję odkurzyć gdy zrobi się ciemno, ale kiedy robi się ciemno to muszę usypiać dzieci, a nie biegać z odkurzaczem. Dlatego obecnie przerzuciłam się na odkurzanie w ciągu dnia i przestałam wykorzystywać podświetlanie.
Czy to wszystkie minusy? Niestety nie. Mogłoby się wydawać, że kupując odkurzacz za 3,5 tysiąca dostaniem rozwiązanie najlepsze na rynku, a tymczasem stacja ładująca to porażka. Podobnie jak w Xiaomi stacja ta musi być przykręcona do ściany. Jeśli chcemy stację stojącą możemy taką dokupić za 599 zł lub kupić ten odkurzacz w wersji Detect Complete Extra, w którym oprócz stojącej stacji mamy też dodatkowy akumulator oraz więcej akcesoriów (oczywiście za odpowiednio wyższą kwotę). Wracając do stacji montowanej na ścianie, w Xiaomi ładowarka podłączana jest do stacji i to stacja ładuje odkurzacz, w Dysonie końcówka ładowarki przechodzi przez stację, która tak na dobrą sprawę jest tylko plastikowym elementem podtrzymującym odkurzacz i ta końcówka ładowarki za każdym razem gdy odkładamy odkurzacz podłączana jest bezpośrednio do niego. Nie podoba mi się to rozwiązanie, ponieważ obawiam się, że ciągłe podłączanie i odłączanie może doprowadzić do uszkodzenia wtyczki. Co więcej stacja ładująca dodatkowo przechowuje tylko dwie małe szczotki, więc na wszystkie pozostałe akcesoria musimy znaleźć miejsce gdzie indziej.
Rzecz, która mi akurat nie przeszkadza, ale wiem, że jest istotna dla wielu osób to konieczność ciągłego trzymania przycisku włączającego odkurzacz.
Ostatnia rzecz, która kompletnie nie przypadła mi do gustu to sposób opróżniania pojemnika na śmieci. Swoją drogą, w sieci możecie znaleźć informacje, że długi pojemnik w trakcie opróżniania należy włożyć głęboko do kosza i to pomoże uniknąć rozpylania kurzu dookoła. To prawda, to rozwiązanie wydawało mi się być lepsze niż w Xiaomi, gdyż tam pojemnik opróżnia się nad koszem i rzeczywiście zdarza się rozsypywanie śmieci. Jednak w praktyce rozwiązanie w Dysonie wcale nie jest dużo lepsze. Kurz i tak się unosi, a dodatkowym utrudnieniem jest konieczność każdorazowego odłączania rury. Odkurzaczem Xiaomi podjeżdżałam pod kosz i naciskałam jeden przycisk, więc chyba wolałam jednak trochę rozsypanych śmieci niż każdorazowe odłączanie rury.